Od Disadelle
Byłam dziś nad jeziorem Gorgille. Flaven poprosiła mnie o poproszenie o radę pradawnych duchów w sprawie nadchodzącej wielkiej bitwy. Niechętnie poszłam tam.Nie lubiłam tego miejsca, sama nie wiem czemu. Zawsze czułam się obok wody nieswojo. Tak, jakby mnie wzywała.
Usiadłam na brzegu i zamknęłam oczy. Wtedy stało się coś dziwnego.Coś co na zawsze zmieniło moje życie. Coś dzięki czemu stałam się bardziej zauważalna.
Poczułam nagle jak oczy same mi się otwierają. W swoim odbiciu w wodzie widziałam, że rozbłysły białym światłem. Gdy podniosłam wzrok zobaczyłam przed sobą duszę Niveus, bogini pór roku. Pokazała gestem głowy,żebym poszła za nią. Moje łapy same się poruszały. Oczy widziały tylko ją , piękną boginię , która była nietypowa dla wojny.
Zatrzymałyśmy się na skale. Spojrzałam w dół...
Pod nami rozciągała się pustynia bezkresna, niegdyś piękny , zielony teren. Jednak to nie ona wzbudziła we mnie zdziwienie lecz to co się na niej znajdowało-tysiące,może miliony dołów, a w nich po kilkaset jaj smoków.
Dotąd wszyscy uważaliśmy,że jest ich zaledwie setka, ale dopiero teraz uświadomiłam sobie jak bardzo byliśmy ślepi. Poczułam ,że moje oczy już się nie świecą i pozostawiając Niveus rzuciłam się biegiem z powrotem do watahy.
Od tej pory nasze plany przejęcia świata smoków zaczęły się zmieniać....
Myśleliśmy ,że wojna się kończy , ale tak naprawdę dopiero się zaczyna...
A bogini Niveus odegra w moim życiu bardzo ważną rolę...
Następnego dnia powróciłam nad to jezioro. Znów objawiła mi się Niveus. Nie wiem dlaczego zaczęłam iść w jej stronę. Nagle zauważyłam ,że idę po wodzie. Nie bałam się. Niveus uniosła ma łapę i w tym samym momencie prze de mną uniosła się woda.Wiedziałam co to oznacza...
Niveus obdarzyła mnie mocą wody...
niedziela, 24 lutego 2013
piątek, 22 lutego 2013
Jego cieple slowa ogrzaly mi serce...
Od Sidy
Dziś po ukończeniu nauki zielarstwa postanowiłam powiedzieć Julisowi co do niego czuję.Znaliśmy się od dawna i widać było ,że byłam dla niego kimś więcej niż tylko koleżanką.Szukałam go wszędzie ,ale nigdzie go nie było i nikt nie wiedział gdzie jest. Zawiedziona już miałam wracać do jaskini gdy przypomniałam sobie o strumyku nieopodal watahy.
Nie myliłam się.Julis siedział tam i patrzył w niebo,na księżyc i gwiazdy.Podeszłam i usiadłam obok niego.
-Mamy dziś piękną noc.-powiedział nie odrywając wzroku od migoczących światełek na górze.
-Tak masz rację,dlatego tu przyszłam-skłamałam,bo bałam się mu powiedzieć.Ten tylko uśmiechnął się i spojżał się w moje oczy.Przeszyły mnie jak świderki.Piękne,złote,wyraziste świderki.
-Może i ta noc jest piękna,ale nie jest piękniejsza od ciebie-powiedział.Zarumieniłam się i polizałam go w policzek.Ten natomiast musnął moje usta swoimi ,a potem wyszeptał mi do ucha:
-Jesteś najpiękniejszą waderą w watasze. Kocham cię - jego ciepłe słowa ogrzały mi serce. Powrócił do moich ust i teraz pocałował je pewniej. Byłam szczęśliwa,że wreszcie to zrobił.Gdy już się od siebie ,,odkleiliśmy'' odparłam:
-Też cię kocham tylko bałam ci się to powiedzieć choć mam opinię tej najśmielszej-opuściłam głowę w dół.On podniósł ją łapą i uśmiechnął się.
-Nic nie szkodzi. Przewidziałem,że tu będziesz,dlatego też chcę cię spytać o coś bardzo ważnego. Znamy się na tyle dobrze że odważę się cię prosić. Nigdy nie pokocham żadnej innej,więc chciałbym abyś była moją waderą na zawsze.-to pytanie zaskoczyło mnie,ale bez wahania się zgodziłam.Czułam ,że to ten jedyny.
Tą noc spędziliśmy w jaskini razem i rano już wszyscy wiedzieli,że jesteśmy parą. Dostaliśmy oficjalne połączenie od przywódców i zaczęliśmy myśleć o założeniu rodziny.Jestem taka szczęśliwa!
Dziś po ukończeniu nauki zielarstwa postanowiłam powiedzieć Julisowi co do niego czuję.Znaliśmy się od dawna i widać było ,że byłam dla niego kimś więcej niż tylko koleżanką.Szukałam go wszędzie ,ale nigdzie go nie było i nikt nie wiedział gdzie jest. Zawiedziona już miałam wracać do jaskini gdy przypomniałam sobie o strumyku nieopodal watahy.
Nie myliłam się.Julis siedział tam i patrzył w niebo,na księżyc i gwiazdy.Podeszłam i usiadłam obok niego.
-Mamy dziś piękną noc.-powiedział nie odrywając wzroku od migoczących światełek na górze.
-Tak masz rację,dlatego tu przyszłam-skłamałam,bo bałam się mu powiedzieć.Ten tylko uśmiechnął się i spojżał się w moje oczy.Przeszyły mnie jak świderki.Piękne,złote,wyraziste świderki.
-Może i ta noc jest piękna,ale nie jest piękniejsza od ciebie-powiedział.Zarumieniłam się i polizałam go w policzek.Ten natomiast musnął moje usta swoimi ,a potem wyszeptał mi do ucha:
-Jesteś najpiękniejszą waderą w watasze. Kocham cię - jego ciepłe słowa ogrzały mi serce. Powrócił do moich ust i teraz pocałował je pewniej. Byłam szczęśliwa,że wreszcie to zrobił.Gdy już się od siebie ,,odkleiliśmy'' odparłam:
-Też cię kocham tylko bałam ci się to powiedzieć choć mam opinię tej najśmielszej-opuściłam głowę w dół.On podniósł ją łapą i uśmiechnął się.
-Nic nie szkodzi. Przewidziałem,że tu będziesz,dlatego też chcę cię spytać o coś bardzo ważnego. Znamy się na tyle dobrze że odważę się cię prosić. Nigdy nie pokocham żadnej innej,więc chciałbym abyś była moją waderą na zawsze.-to pytanie zaskoczyło mnie,ale bez wahania się zgodziłam.Czułam ,że to ten jedyny.
Tą noc spędziliśmy w jaskini razem i rano już wszyscy wiedzieli,że jesteśmy parą. Dostaliśmy oficjalne połączenie od przywódców i zaczęliśmy myśleć o założeniu rodziny.Jestem taka szczęśliwa!
niedziela, 17 lutego 2013
Sojusz z wataha swietlanych dusz
Dzisiaj ja i Soren wybraliśmy się na polowanie.Tam spotkała nas niezwykle miła niespodzianka...
Opowiadanie napisała natka1859 (link do jej watahy http://wataha-swietlanych-dusz.blogspot.com/)
Ja i Louis bawiliśmy się jeszcze długo z dzieciakami, potem przyszedł Dave.
- Widzę, że już wiesz- powiedział i poklepał Louisa po karku, na co ten wyszczerzył zęby.
- Dave, mógłbyś zostać z dziećmi, muszę iść na polowanie- powiedziałam.
- Jasne- uśmiechnął się.
- Siostrzyczko, a ja mogę iść z tobą?- zapytał Louis.
- Jasne, chodź- zawołałam go wychodząc z jaskini. Pobiegliśmy do lasu i upolowaliśmy dosyć dorodną sarnę. Mieliśmy zacząć jeść, gdy wyczułam dwie inne aury.
- Ktoś tu jest Lou- wyszeptałam i znieruchomieliśmy. Po chwili zza drzew wyłoniła się wilczyca i wilk.
- Kim jesteście?- warknęłam.
- Spokojnie, my się zgubiliśmy. Ja jestem Flaven, a to mój partner Soren.- Odpowiedziała wadera, a ja się uspokoiłam.
- Jesteście na terenie watahy Świetlanych Dusz- poinformowałam.
- Jak mamy wam pomóc?- zapytał Louis.
- Nie wiemy jak trafić z powrotem na nasze tereny.- odpowiedział Soren.
- Poszekajcie!- zawołał Louis i zniknął za drzewami.
- Pewnie poszedł po Lili, ona potrafi się teleportować- uśmiechnęłam się- Wybaczcie, jeszcze się nie przedstawiłam, jestem Nimfadora, a tamten wilk- machnęłam głową w stronę gdzie zniknął- to mój brat- Louis.
- Miło was poznać, chcielibyście zawrzeć sojusz z naszą watahą? Jesteśmy wam wdzięczni, że nam pomagacie.- usłyszałam od Flaven.
- Jasne!- odpowiedziałam uradowana.
Po kilku chwilach pojawił się Louis z Lilią.
- Oh, jesteście- zawołałam- Lili, mogłabyś ich przeteleportować na ich tereny?
- Nie wiem czy mi sie uda, bo sama nie wiem dokąd się teleportuję, ale mogłabym spróbować, poza tym kim oni są?- zapytała, przedstawiłam ich. Moja przyjaciółka podeszła do przybyszy i dotknęła ich, po czym zniknęli. Czekaliśmy na nią z pół godziny, po tym czasie pojawiła się i z uśmiechem powiedziała:
- Udało się
Opowiadanie napisała natka1859 (link do jej watahy http://wataha-swietlanych-dusz.blogspot.com/)
Ja i Louis bawiliśmy się jeszcze długo z dzieciakami, potem przyszedł Dave.
- Widzę, że już wiesz- powiedział i poklepał Louisa po karku, na co ten wyszczerzył zęby.
- Dave, mógłbyś zostać z dziećmi, muszę iść na polowanie- powiedziałam.
- Jasne- uśmiechnął się.
- Siostrzyczko, a ja mogę iść z tobą?- zapytał Louis.
- Jasne, chodź- zawołałam go wychodząc z jaskini. Pobiegliśmy do lasu i upolowaliśmy dosyć dorodną sarnę. Mieliśmy zacząć jeść, gdy wyczułam dwie inne aury.
- Ktoś tu jest Lou- wyszeptałam i znieruchomieliśmy. Po chwili zza drzew wyłoniła się wilczyca i wilk.
- Kim jesteście?- warknęłam.
- Spokojnie, my się zgubiliśmy. Ja jestem Flaven, a to mój partner Soren.- Odpowiedziała wadera, a ja się uspokoiłam.
- Jesteście na terenie watahy Świetlanych Dusz- poinformowałam.
- Jak mamy wam pomóc?- zapytał Louis.
- Nie wiemy jak trafić z powrotem na nasze tereny.- odpowiedział Soren.
- Poszekajcie!- zawołał Louis i zniknął za drzewami.
- Pewnie poszedł po Lili, ona potrafi się teleportować- uśmiechnęłam się- Wybaczcie, jeszcze się nie przedstawiłam, jestem Nimfadora, a tamten wilk- machnęłam głową w stronę gdzie zniknął- to mój brat- Louis.
- Miło was poznać, chcielibyście zawrzeć sojusz z naszą watahą? Jesteśmy wam wdzięczni, że nam pomagacie.- usłyszałam od Flaven.
- Jasne!- odpowiedziałam uradowana.
Po kilku chwilach pojawił się Louis z Lilią.
- Oh, jesteście- zawołałam- Lili, mogłabyś ich przeteleportować na ich tereny?
- Nie wiem czy mi sie uda, bo sama nie wiem dokąd się teleportuję, ale mogłabym spróbować, poza tym kim oni są?- zapytała, przedstawiłam ich. Moja przyjaciółka podeszła do przybyszy i dotknęła ich, po czym zniknęli. Czekaliśmy na nią z pół godziny, po tym czasie pojawiła się i z uśmiechem powiedziała:
- Udało się
piątek, 15 lutego 2013
Jak brat z bratem
Od Julisa i Liverlessa
Dziś Julis po raz ostatni wybrał sie do miejsca w którym pozostawił go brat. Choć z tym miejscem związane były złe wspomnienia pamięć o bratu nigdy w nim nie zginęła. Targany różnymi uczuciami cofał sie kilka razy.W końcu jednak dotarł tam.Wziął głęboki oddech i przeszedł przez pagórek dzielący drzewo i watahę.Gdy ustanął na jego szczycie przeżył szok.
To samo brązowe futro...
Ta sama blizna...
Te same oczy...
To nie możliwe! Pod drzewem siedział jego brat z pochyloną głową.Po jego policzku spływała łza. Szepnął tylko jedno słowo:
Dziś Julis po raz ostatni wybrał sie do miejsca w którym pozostawił go brat. Choć z tym miejscem związane były złe wspomnienia pamięć o bratu nigdy w nim nie zginęła. Targany różnymi uczuciami cofał sie kilka razy.W końcu jednak dotarł tam.Wziął głęboki oddech i przeszedł przez pagórek dzielący drzewo i watahę.Gdy ustanął na jego szczycie przeżył szok.
To samo brązowe futro...
Ta sama blizna...
Te same oczy...
To nie możliwe! Pod drzewem siedział jego brat z pochyloną głową.Po jego policzku spływała łza. Szepnął tylko jedno słowo:
-Przepraszam.
Julis powoli podszedł do niego.Nie wiedział czy ma czuć złość czy radość. Kierował się sercem,tak jak jego brat mu radził.
-Liverless?-spytał niepewny czy przypadkiem oczy go nie mylą.Wilk przed nim podniósł wzrok i spojżał mu w oczy.
-Julis?Julis!-wykrzyczał rzucając się na brata.Julis jednak odepchnął go.
-Opuściłeś mnie!Mówiłeś że zawsze będziesz przy mnie!Obiecałeś matce!Gdzie byłeś przez te dwa lata?!-krzyczał przez łzy.Liverless westchnął.
-Dobrze wszystko ci opowiem.Tamtego dnia byłem u ojca prosić o przebaczenie i powrót do stada.Ten jednak odmówił i pogonił mnie swymi najlepszymi wojownikami.Nie zabrałem cię ze sobą bo wiedziałem,że tak będzie. Uciekając potknąłęm się i spadłem ze skarpy.Ostatnie co słyszałem to śmiech poddanych ojca.Gdy się obudziłem nic nie pamiętałem.Jak się nazywam,gdzie jestem,ile mam lat,nic.Wędrując tak bez celu po bezkresnym lesie próbowałem sobie cokolwiek przypomnieć.Nie udowało mi się to jednak.Dopiero cztery dni temu wszystko wróciło. Tp,że mam brata i że nazywał się Liverless, światło bogów. Biegłem do tego drzewa przez te cztery dni,nie zatrzymywałem się.Gdy tu dotarłem ciebie nie było.Byłem pewny ,że zginąłeś,że cię nie ma.Przepraszam ,że nie dotrzymałem słowa-opowiedział Liverless.
Julisowi zrobiło się głupio,że tak krzyczał na brata.Podszedł do niego i przytulił go.
-To ja przepraszam.Choć.Od teraz zawsze będziemy razem.Zapomnijmy o ojcu.-powiedział i zaprowadził brata do watahy.
Jednak charakter Julisa nigdy się nie zmieni
Subskrybuj:
Posty (Atom)